Ed Sheeran i Andrea Bocelli, czyli jeszcze bardziej perfekcyjne ,,Perfect".

Jejku, ale miałam zabiegany czas. Te dwa tygodnie minęły w mgnieniu oka.

W szkole nauczycieli chyba wściekło ze sprawdzianami. Nie było dnia bez jakiejś pracy pisemnej.       Nie wiem, czy można być aż takim pasjonatem, żeby zabierać pracę na święta do domu. No ludzie!

Wkręciłam się tez w akcję charytatywną, którą opiszę w którymś z najbliższych postów.
 Nie spodziewałam się, że aż tak wzbogaci ona moje życie.
Zajęła  dużo czasu, którego absolutnie nie żałuję , ale poskutkowała zarywaniem nocek, żeby
 w miarę przyzwoicie napisać sprawdziany.



No i nie było możliwości blogowania. Jednak muzyka, jak zawsze obecna w moim życiu, i tak dała
 o sobie znać.

Któregoś ranka, kiedy szykowałam się do szkoły i jak zwykle miałam włączoną muzykę,
(oczywiście na tyle cicho, by nie pobudzić reszty zamieszkańców mojego mieszkanka) usłyszałam
TO wykonanie i zamarłam w bezruchu ubierając skarpetki.


Ed Sheeran jest moim bezdyskusyjnie ulubionym, współczesnym zagranicznym solistą. Jego głos jest tak ciepły,
tak poruszający, że trafia prosto do mojego serducha.
Moja płyta ,,X” wytarła się od ciągłego jej słuchania, nad czym okropnie ubolewam.

Tak sobie myślę, że przynajmniej 1/3 piosenek, które chciałabym, żeby zabrzmiały na moim ślubie, będą pochodziły z twórczości Eda Sheerana.

Wykonanie piosenki ,,Perfect” razem z Andrea (Andreem) Boccelli, to według mnie coś wspaniałego.
 Ma w sobie coś wzniosłego, ale nie patetycznego.  Najsłynniejszy chyba w świecie tenor, symfoniczna muzyka, piosenka, która sama w sobie jest wyjątkowo piękna no i Ed Sheeran,
 to połączenie, które absolutnie podbiło moje serce.  Ughhh, aż mam dreszcze.
Martuś

Komentarze