Męskie granie 2017

Nanananananananana!

Patrzcie, co mam!  Wreszcie mi się udało ją zdobyć.
Sprzedawała się jak ciepłe bułeczki, ale już ją mam i już jest przesłuchana.

Ale się cieszę!

Tak jak poprzednia edycja składa się z dwóch płyt. I tak jak z poprzednią edycją, wiążą się z nią świetne wspomnienia z koncertu, ale.... No właśnie jest pewne ALE.

Słuchanie zaczęłam od płyty nr. 2, bo to na niej znajdują się utwory Męskie Granie Orkiestra 2017, czyli przeboje lat 70', 80', 90', które zostały odnowione i zaśpiewane przez m.in. Brodkę, Organka, Piotra Roguckiego i Keva Foxa.

Na koncercie brzmiało to fantastycznie i zagwarantowało wszystkim świetną zabawę. Jednak na płycie większość  utworów, mimo, że zaśpiewane są przez naprawdę dobrych artystów, są lekko, według mnie, męczące.


Ja nie dzierżę jazzu eksperymentalnego, jak to kiedyś ktoś powiedział- kwaśnego. Denerwują mnie i męczą trąbki i szarpane struny. A niestety wiele piosenek jest utrzymanych w tym kwaśnym klimacie.
Chociaż mnie się i tak podoba, bo mam do tych piosenek sentyment ze względu na koncert.

No i Rogucki. Kurcze blade, mówcie co chcecie, ale Roguc jest fantastyczny.  Jego wykonanie ,,King Brece Lee karate mistrz" i ,,Hi- Fi" są najlepsze na całej płycie.


Następna płyta w jaką zainwestuję będzie płyta Comy.

 Oczywiście muszę też wspomnieć o ,,W deszczu maleńkich żółtych kwiatków"  w wykonaniu Organka i Brodki, które też jest bardzo, bardzo dobre.

No, a pierwsza płyta - czyli mix utworów artystów, którzy współtworzą Męskie Granie- może i dupy nie urywa swoim artyzmem, ale słucha się w miarę dobrze.


Nie są to jednak płyty, które włączyłabym przy herbacie z przyjaciółmi, bo bym ich rozdrażniła.

Album jak najbardziej jest wspaniałą pamiątką z koncertu i zawiera piosenki, których nie ma ani na YouTube, ani nigdzie, ale nie nadaje się do słuchania dla przyjemności.

Nie żałuję, że kupiłam, ale nie mogę gorąco polecić, szczególnie tym, którzy nie byli na koncercie.
Martuś

Komentarze